niedziela, 27 września 2015

Chapter XIX - Meant To Be


W poprzednim rozdziale:
- Znasz mnie zbyt dobrze – westchnąłem. To było dla mnie trudne. Szczera rozmowa z siostrą była trudna, zwłaszcza, że już od jakiegoś czasu nikomu się nie zwierzałem. – Ale na razie nie chcę o tym rozmawiać, z nikim. Mam nadzieję, że już niedługo będę gotowy, by ci powiedzieć.
- Szanuje twoje decyzje. Wiem, że to nie jest takie łatwe. Widzę, że jeszcze się tu nie zaklimatyzowałeś. To wciąż jest dla ciebie… inne.
- Wiem – przyznałem. – To zawsze będzie inne. To uczucie nowości nie minęło. Minie dopiero wtedy, kiedy zrozumiem, że to moje miejsce na ziemi.
- Mam nadzieję, Ross. Mam nadzieję, bo niedługo będziesz gotowy na to, by mi powiedzieć, kim ona jest.

Obym był gotowy, bo nienawidzę cię okłamywać.

*Laura*

Dalej cisza. M zapadł się pod ziemię. Żadnych smsów, dziwnych akcji, nic. To napawało mnie strachem, ale też ulgą, jednak nie w pełni. Nie wiedziałam, co jeszcze może wymyślić. Od śmierci Amandy nie chodziłam nigdzie sama. Bałam się. Byłam tchórzem.
Dziś był bal maturalny, ale nie mój, bo jak wiecie jestem dopiero w trzeciej klasie. Adrian zaprosił mnie jako kumpelę, bo nie chciał iść sam, a nie lubił, gdy jakaś ‘lasia’ była zazdrosna o to, że podrywa każdą, a ja nie będę, bo… mam już przecież kogoś. Mam Rossa. Tak, mam go.
Nie wiedziałam, w co się ubrać. Danielle by wiedziała, bo była chyba najmodniejszą laską w naszej szkole. Ale pewnie teraz sama się szykuje na „najlepszą noc w życiu”, bo tak mówiono o nocy balu maturalnego. Wiele dziewczyn zgodnie z „tradycją” traciło tej nocy dziewictwo. Ja nie miałam co żałować i bawić się w durne tradycje, bo swoje dziewictwo straciłam już dawno temu z czasów pana Nigela O’Donnella. Chłopaka, był teraz tylko zimnym trupem, jak Amanda. Mogłabym rzec, że jednocześnie jest to dla mnie chwalebne, ale też i brzemienne. Oni odeszli, umarli, zostawili wszystko. Teraz oboje mają spokój, nie muszą się niczym martwić. Bo śmierć jest prosta, ale życie już nie. Śmierć pozwoliła im na wiele, mnie wciąż ogranicza życie. Oni nie muszą się martwić o nic i nikogo, a ja wciąż otaczam się kolejnym zmartwieniami…
Od powtórnego spotkania z komisarzem Claytonem, miesiąc temu, znów zaczęłam dużo myśleć o Nigelu. O tym, co wspólnego z Amandą mógł mieć… Jednak nie wpadłam na żaden wiekopomny pomysł. W mojej głowie była pustka. Nie wydawało mi się, żeby wiązała ich jakaś wspólna sprawa.
Nie wiedziałam, co mam na siebie włożyć. Rodzice dołożyli wszelkich starań bym była zadowolona. Mama zabrała mnie do kosmetyczki i poprosiła o pełną obsługę. Upiększano mnie na wszelkie, możliwe sposoby. Wszystkie zabiegi kosmetyczne plus fryzjer i kosmetyczka. Do tego kupiłyśmy wcześniej w butiku krótką, kremową sukienkę, która od pasa w gór zdobiona była złotawymi,cekinowymi paskami, gdzie była ciemniejsza oraz jaśniejsza, z podwójnymłączeniem spódnicy sukienki, która dyskretnie rozdzielała się na dole, gdziemateriał układał się w delikatne fale oraz pasujących do niej, sandałków na obcasie od Jimmy’ego Choo, które byłycałe odkryte oprócz misternych zdobień, które ciągnęły się od palców do kostki,gdzie całe było w sztucznych, różnokolorowych kryształkach. Moje włosy zostały wysoko upięte w ścisłego, eleganckiego koka, jednak nie na czubku głowy, tylko niżej, a pojedyncze pasma włosów okalały moją twarz. Makijażystka użyła przy malowaniu mnie jasnobeżowych i brązowych cieni do powiek, a także puder, róż, korektor, brązową kredkę do oczu i szminkę Lip glow nr 25.
Gdy Adrian wszedł do mojego domu przyjrzał mi się, dokładnie sprawdzając, czy nie będę robić mu obciachu, jak to ujął. Zagwizdał przeciągle i oparł się o ścianę w holu mojego domu, gdzie staliśmy.
- Fiu, fiu, aleś się odstawiła. Szkoda, że nie dla mnie – powiedział udając przy tym, że mu przykro.
- Możesz o tym pomarzyć, Denson. Całkiem nieźle wyglądasz w garniturze, wiesz? – skomplementowałam go jakby od niechcenia.
Zastanawiałam się jakby Ross w nim wyglądał, gdybym to z nim miała iść, ale to był bal maturalny Adriana, a ja szłam jedynie jako jego osoba towarzysząca, a poza tym, raczej nie będę miała przyjemności, by iść na swój bal maturalny z Rossem, bo będzie miał wtedy już dwadzieścia cztery lata i uzna, że jest za stary na takie szkolne potańcówki, a poza tym dalej będzie moim nauczycielem. Czy to znaczy, że wciąż będziemy musieli się ukrywać? Być może wtedy nawet nie będziemy razem? Och, Marano, nawet tak nie myśl. Musicie być wtedy razem. To pierwszy facet, którego kochasz.
Powinnaś mu to jakoś pokazać w najbliższym czasie, jednak w jakiś racjonalny sposób.
Aniołek i diabeł – moje miniaturowe kopie – siedziały mi na obu ramionach. Aniołek smętnie kręcił głową, a diabeł machał energicznie nogami i kiwał głową z ożywieniem.
- Pokaż mu. Pokaż jak bardzo ci zależy! – wykrzykiwał mały pomiot Lucyfera, siedzący mi na ramieniu.
- To się źle skończy – mruczał porozumiewawczo aniołek. Rogaty diabeł szturchnął go ogonem.
- Te, świętoszek, zmyka stąd. Mała wie, co robić. – Zwrócił się do mnie. – No to według planu, stara.
Oba rozpływają się w powietrzu, niczym zjawy,  a ja budzę się z transu.
Adrian spogląda na mnie wyczekująco.
- Idziemy? – zapytał Adrian podając mi swoje ramię. Ujęłam je i uśmiechnęłam się wdzięcznie.
- Raczej nie inaczej.



~*~

- Gotowi na najlepszą noc w waszym życiu? – zapytałam wysiadając z limuzyny. Adrian wyszedł zaraz za mną. Obróciłam się i spojrzałam na Chelsea’ e i Aldena. Marvel promieniała szczęściem, co nie uszło uwadze nikogo, nawet jej chłopaka. Alden postarał się wyjątkowo, by ten wieczór był dla Chelsea idealny, i jak na razie szło mu naprawdę dobrze. Ta limuzyna i piękny bukiecik delikatnych, małych różyczek w oprawie turkusowych kokardek, który pasował świetnie do jej sukni. Blondynka uśmiechnęła się do mnie, a mnie nagle dopadło złe samopoczucie. Tak bardzo przypominała mi Amandę. Blond włosy, niebieskie oczy i te słowy ścięte na pazia. Wszystko się zgadzało, tylko z charakteru nigdy nie będzie jej mi przypominać.
- Laura, wszystko okej? Wyglądasz jakbyś miała się rozpłakać – powiedział Alden z troską i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się przepraszająco spoglądając na Chelsea, której humor diametralnie się zmienił. Uśmiechnęła się do mnie smutno, a jej oczy patrzyły na mnie z przygnębieniem.
- Po prostu przypomniała mi się Amanda. To wszystko, przepraszam – wyjaśniłam pokrótce.
- Nie masz za co nas przepraszać. Rozumiemy, że to dla ciebie trudne, bo niedawno straciłaś przyjaciółkę – powiedział znów szatyn głaszcząc mnie po ramieniu. Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam, by pokazać, że wszystko jest dobrze.
Ale nie było dobrze, wcale nie było.
- Chodźmy już – powiedziałam, nie chcąc przeciągać tej smutnej sceny – nie chcę wam psuć tego wieczoru, to wasza ostatnia szkolna potańcówka.
Chelsea uśmiechnęła się promiennie.
- Niczego nam nie psujesz, kochanie. Ale masz rację, chodźmy, bo już siódma.
Weszliśmy z boku budynku, oddzielnymi drzwiami, które prowadziły prosto do sali gimnastycznej, gdzie co roku organizowano bal dla maturzystów, znany potocznie jako bal maturalny.  Szeroki korytarz prowadził do podwójnych, szklanych drzwi – zazwyczaj zamkniętych, jednak nie teraz. Już z daleka słychać było głośną muzykę. Adrian trzymał mnie za rękę, patrząc na mnie z zakłopotaniem – mój przyjaciel nigdy nie był dobry w doborze odpowiednich słów, więc jedyne co mu pozostało to przejść do czynów. Alden otworzył szeroko oczy, jakby był czymś zszokowany. Kiedy spojrzałam w tym samym kierunku od razu otworzyłam szerzej oczy. Myślałam, że umrę – tak było tam pięknie. W tym roku z czystym sumieniem mogę rzec, że postarali się. Widziałam dekoracje z poprzednich dwóch lat i tamte chowały się przy tych. Dominowały złoto, biel i beż ze srebrnymi dodatkami. Nie było kiczowato, było elegancko. Mnóstwo złotych, srebrnych i białych balonów leżało na podłodze, a także przyczepiło się do sufitu – połowę napompowany tlenem, a drugą helem. Stoliki zostały postawione przy ścianach, by główna część sali była wolna i „gotowa” do tańca. Przy wejściu dostawaliśmy numerki. W tym roku zrobiono to tak, że nie siadaliśmy gdzie chcieliśmy, ale gdzie zostało nam przydzielone miejscem by się zintegrować. Będzie też coś takiego jak zamiana partnera, by nawet jeśli przyszło się w parach, można było zatańczyć nie tylko z nim. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale miałam się przekonać. W rytm piosenki „Worth It” Fifth Harmony weszłam na salę razem z trójką przyjaciół. Wzrokiem zmierzyłam powoli całą salę, zatrzymując się w pewniej chwili. Boże, on tu jest. Ross.
Stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się go tu. Przecież widzieliśmy się dwa dni temu, nie powiedział mi nic, że będzie opiekunem na balu maturalnym, no, ale ja nie powiedziałam mu o tym, że na tym balu się pojawię, bo przecież nie mógł tego wiedzieć, gdyż jestem trzecioklasistką. Blondyn ubrany w obcisłe dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę oraz czarne trampki wygląda świetnie, a włosy ma w artystycznym nieładzie, który teraz wydaje mi się super uroczy.
- Na kogo się tak gapisz? – zapytał Adrian. Spojrzałam na niego, budząc się z transu, jednak wciąż zerkając na blondyna, który teraz oparł się o ścianę. Odchrząknęłam.
- Na… nikogo. Tak się tylko rozglądam. Ładnie tu.
Chelsea uśmiechnęła się promiennie.
- Też tak uważam, w tym roku jest wyjątkowo elegancko.
- Nic dziwnego – powiedział Alden – w tym roku szkoła obchodzi swoje 80-lecie.
- Naprawdę? To dyrektor Castel pracuje tu tak długo? – zapytał głupio Adrian. Pacnęłam się w czoło.
- Adrian, dyrektor Castel nie jest pierwszym dyrektorem naszego liceum – wyjaśniłam powoli. –  Pierwszym był Franco Enderson, który z własnych pieniędzy sfinansował budowę szkoły. Był bardzo bogatym i mądrym człowiekiem, któremu długo zajęło zdobycie bogactwa i uznana. Pobudował liceum z nadzieją na to, że bardzo wielu uczniów, którzy wyjdą z tego liceum, będzie odnosiło sukcesy. Początkowo liceum było publiczne i zostało nazwane po prostu publicznym liceum w Los Angeles im. Alberta Einsteina, ale po zamordowaniu Franco Endersona, czwarty wtedy już dyrektor chciał uczcić jakoś to, ile Enderson zrobił dla tej szkoły, to jak włożył w tę szkołę i naukę całe serce. Liceum stało się prywatnym liceum Franco High School na cześć jego głównego sponsora i dyrektora, który przez dwadzieścia lat sprawował w nim bezbłędnie rolę dyrektora, i dzięki któremu nasza szkoła była rozpoznawalna.
- O, Marano. Gdzieś ty to wyczytała? W książce o historii naszej szkoły? – zapytał z kpiną.
Wzruszyłam ramionami, bo co mogłam zrobić? Nie powiem, że kiedy byłam w domu Rossa to zgarnęłam z jego półki z książkami, tę z historią Franco High School, mając nadzieję, że nie zanudzę się na śmierć, kiedy spał, a natknęłam się na ciekawą historię jej budowy, a także czterokrotnej przebudowy i historię działalności każdego dyrektora, aż do teraz? Dodatkowo też plan wszystkich podziemnych korytarzy, który nie został dołączony do książki, bo został namalowany na białej kartce, zwykłymi kolorowymi flamastrami, a każdy korytarz prowadził pod salę gimnastyczną? To było dziwne, jak gwałtownie Ross zareagował, gdy spostrzegł, że trzymam książkę w ręku. Od razu zaczął się zachowywać jeszcze inaczej, a ja nabrałam dziwnych podejrzeń, że mógł mieć coś wspólnego z M. Ale dlaczego? Przecież to nie możliwe, by taki miły i czuły facet mógł mieć jakieś układy z krwiożerczym psychopatycznym zabójcą. Moje serce ściskał żal, ból i strach. Nie chciałam tego, nie on. Kocham go, ja go naprawdę kocham. Pierwszy raz tak kogoś kocham, i jeśli moje głupie przypuszczenia będą prawdziwe to mogłoby oznaczać, że… Że on nie kocha mnie.
Słyszę głośne kroki, protesty i szloch. Odwracam się, a w moją stronę biegnie Annie – siostra Setha. Annie ma rozwiane włosy, związane w niedbałego koka, poplamioną sukienkę i mokrą od łez twarz. Jej ręce splamione są czerwoną cieczą, twarz wykrzywia grymas bólu i cierpienia. Na sali jest zamieszanie. Ludzie nie wiedzą, jak się zachować w stosunku do dziewczyny. Zatrzymuje się i zaczyna iść w moją stronę. Obserwuję ją w bezruchu, nie wiedząc czemu, mam złe przeczucia, widząc puste spojrzenie jej ciemnych oczu. Staje kilkanaście centymetrów ode mnie i wyjmuje pistolet. Mierzy mnie spojrzeniem swoich oczu i bierze za spust.
Znam to spojrzenie.
- M przesyła pozdrowienia.
~*~

Budzę się z nieprzyjemnym uczuciem pustki, że to nie tak miało być. Nie wiem, jak miało być, ale na pewno nie tak. Wiem, że wszystko ma swój początek i koniec, a ja chyba właśnie skończyłam swoje życie. Moje serce wciąż bije, ale część mnie umarła w chwili, kiedy osobą, którą trafiła Annie nie byłam ja, ale Adrian. Przyjaciel Setha i mój. To on był takim łącznikiem między nami. Dzięki niemu zawsze się godziliśmy albo staraliśmy znaleźć kompromis, dzięki jego wierze w nas. Najbardziej zakręcony, popieprzony człowiek, który spał nago po pijaku w szafie w domu Setha w dniu, kiedy po raz ostatni mogłam nazywać Setha swoim chłopakiem. Teraz i swojego przyjaciela, i swojego byłego chłopaka mogę zobaczyć jedynie w trumnie n cmentarzu.
Gdyby Adrian mnie nie odepchnął i nie pozwolił Annie we mnie mierzyć, dostając w ten sposób bilet na podróż w jedną stronę… Gdyby mnie nie uratował, zapewne nie dowiedziałabym się, że noszę w sobie dziecko swojego nauczyciela. Tak bardzo nie wierzę, że Annie zabiła i swojego brata, i jego przyjaciela. Szesnastoletnia, biedna, zagubiona Annie, która nie była niczemu winna. Biedna, chora psychicznie Annie. Mała, zagubiona dziewczynka, która już dawno powinna otrzymać pomoc. Ktoś powinien zauważyć, że z nią nie wszystko jest w porządku i że powinna dostać się pod opiekę specjalistów, którzy zapobiegliby wszelkim nieszczęściom, które mogła spowodować. Ale nikt im nie zapobiegł…
- Laura, córciu. – Mama wbiega na salę i obcałowuje moją twarz. Odpycham ją i kulę się na łóżku. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. To wszystko jest tylko i wyłącznie moja wina.
Mogłam nienawidzić Setha i nie chcieć mieć z nim nic wspólnego, ale powinnam była pilnować jego bezpieczeństwa. Wcześniej przecież nie zwróciłam nawet uwagi na to, że nie pojawił się w szkole. Powinnam była sprawdzić to, czy jest bezpieczny, co u niego, jak się ma. Zdradził mnie, ale ta zdrada jakoś nie wypłynęła bezpośrednio na mnie. Nie czułam tego, by tak właśnie było.
- Kochanie, rozmawiałam z lekarzem – mówi mama, starając się brzmieć normalnie. Słyszę jednak jak drży jej głos. – Rozmawiałam też z… z tym Rossem. On już wie.
Czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Nie jest dobrze, skoro mama rozmawiała z Rossem.
Podnoszę na mamę zlęknione spojrzenie.
- O czym z nim rozmawiałaś? Skąd o nas wiesz? O czym on wie?! – panikuję.
Wiem, że skoro mama wie to naprawdę nie jest dobrze. To znaczy, że albo skąd – nie wiadomo skąd – się o tym dowiedziała, albo że jej powiedział. A przecież nie chciał o niczym jej mówić. Ja nie chciałam, on nie chciał. To miał być nasz sekret. Sekret, który zabił już kilka osób. Niegroźny sekret, który nawet nie rozpoczął zniszczenia, które niósł ze sobą M.
Mama dotyka mojej dłoni, a po jej policzkach spływają łzy.
- Jesteś z nim w ciąży, Lauro.

~*~

Odwieszam. Nie wiem, kiedy następny rozdział, ale postaram się wkrótce. Mam nadzieję, że skomentujecie, jeśli tylko przeczytacie. To dla mnie bardzo ważne :) Jeszcze tylko jeden rozdział i epilog. Powiem wam więcej na temat drugiej części dopiero po zakończeniu Teacher. Nie wiem, jak się odniesiecie do moich planów, ale liczę, że się wam spodoba. Kocham was :*

Tinsley


21 komentarzy:

  1. Nie powiem, że strasznie się wściekłam, za to, że ten rozdział jest taki krótki. Strasznie mnie zszokowałaś. Nie spodziewałam się ciąży, morderstwa ani tego wszystkiego.
    Jestem ciekawa, po co Rossowi mapa tych korytarzyków. Hmmm.
    Mam nadzieję, że się dowiem.
    Szkoda, że to już zbliża się koniec. Mam nadzieję, że druga część będzie równie super, jak pierwsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Lau w ciąży! *-* zaskoczyłaś mnie!
    Rozdział super szkoda że taki krótki i zakończony w tak ciekawym momencie ale jest cudowny ^^
    W sumie fajnie że Lau jest w ciąży z Rossem *O*
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba nie mam głowy już do tego typu opowiadań. Ciągłe śmierci, zabójstwa, ciąże z nauczycielami itp. w jakimś stopniu ryją mi psyche.
    Tak, czy siak, nie mogę przestać tego czytać.
    Jest w nim coś strasznie wciągającego i cudownego, więc mój mózg musi znieść jeszcze ten jeden rozdział i epilog.
    Co do drugiej części, jestem mega ciekawa jej samej.
    Mimo wszystko nie mogę się doczekać next :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział czekam na next ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Laura w ciązy:)Cieszę się.
    Adrian?Czemu zginął??

    OdpowiedzUsuń
  8. Wróciłaś! :DDD A ja się tym jaram jak głupia XD
    Szczerze to nawet nie przeszkada mi długość tego rozdziału. I tak dzieje się w nim dość dużo.
    Laura. W. Ciąży. Z. Rossem. Co Ty masz z tymi ciążami tak w ogóle? Hahh :P Ciekawe kiedy ich związek wyjdzie na jaw?
    Jak mogłaś zabić Adriana! No tera to mam na ciebie focha. Foch forever! (Na pięć minut. :D Bo na Ciebie nie da się gniewać :) )A już miałam nadzieję, że nikogo nie zabijesz do epilogu... Taaa... Mogłam się spodziewać.
    Dalej. Jaki związek jest między M i Rossem? To pytanie mnie nurtuje od śmierci Amandy i nie mogę nic wykombinować... Może Ross to M... Nie... To głupie... On nie mógłby... Chyba, że...
    A dobra. Swoje durne przemyślenia zostawię dla siebie.
    Rozdział cudny jak zawsze, tylko mam jedno ale. „Blond włosy, niebieskie oczy i te SŁOWY ścięte na pazia.” Mogłabyś poprawić. Bo to tak mocno mnie razi po oczach...
    Dziękuje, że wróciłaś. Fajnie poczytać Twoje teksty :)
    To tyle z mojej strony.
    Pozdrawiam
    Kate xXx
    Ps1 Piórnik i jego zawartość się znalazły?
    Ps2 Kto dzisiaj w nocy ogląda czerwony super księżyc? XD Nie mogę się doczekać tego czerwonego kolorku *.* Wiem. Jestem dziwna xD
    Papa

    OdpowiedzUsuń
  9. O ja pitole 'o'
    Ciąża? Ciąża!? Nawet nie jestem wstanie wyobrazić sobie tego co będzie w przyszłym rozdziale '_'
    Tak poza tym to te "słowy"... jak mniemam chodziło włosy, nie? xd Nie to, że nie lubię anagramów...
    Czekam na next'a z niecierpliwością.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do LBA
      Szczegóły tutaj -----> http://alittlebitoflove-raura.blogspot.com/2015/10/lba.html

      Usuń
  10. Tinsy cóż ja moge ci powiedzieć...
    Ok odebrało mi mowe
    Nic nie powiem
    Napisać też nie napisze xD
    No poza...
    Ja chce next *-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak dobrze, że wróciłaś ♡
    Świetny rozdział.
    Tyle się działo - bal, morderstwo i ciąża.
    Aż brakuje słów.
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow! Przeczytanie tego rozdziału to chyba był jeden z najlepszych pomysłów na spędzenie przedpołudnia!
    Tyle akcji już dawno nie widziałam i jeszcze ta ciąża na koniec...
    Nie popieram ciąż z nauczycielami, ale w tym wypadku jest to do zaakceptowania :)
    Teraz z niecierpliwością oczekuję nextu.
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Umcia umcia pękła gumcia
    Była gumcia w ogóle? Bo nie pamiętam...
    Ty wiesz jak rozbudzić tragicznie wyczerpanego człowieka, wystarczy kogoś zabić i pęknąć Rosie gumke. To wystarczy.
    Mialam ochote wbic tutaj i napisac ci to samo, co ty kiedys mi, jednak zepsulas moje plany *wkurwiona, czerwona emoji*.
    USYCHAAAMYY.
    Rozdzial chujowy, dwa na dziesięć.
    A tak poważnie to jest zajebisty, po prostu nie potrafię się na wiecej zdobyc...
    Daj mi reakcje Larwy na tego newsa a ja dam ci spojler w ciul. Co by tu jeszcze... Aha!
    JEST COS TAKIEGO JAK GG PAMIETASZ?
    Pozdrawiam :3
    ~IsabelleGrace

    OdpowiedzUsuń
  14. O cholera, kocham cie dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział :*
    Potrafisz zaskoczyć...
    Ciąża.
    Jeszcze kolejna śmierć. Biedna Lau.
    Czekam na next ♡ ♥

    OdpowiedzUsuń
  16. Co w ciąży? Inaczej wyobrażałam sobie tą historie. Jak dla mnie mało Raury. Ale tak poza tym to super rozdział. Masz chyba skłonność do uśmiercania bohaterów. I w taki sposób się wydał związek Ross'a i Laury, szczerze powiedziawszy jestem rozczarowana. Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialny
    Jestem ciekawa zakończenia twojej historii

    OdpowiedzUsuń
  18. o boze mega rozdzial hihi serio czekam na kolejny sdfghjk

    http://imalittlebitlovedrunk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

KOMENTARZE MNIE MOTYWUJĄ DO DALSZEGO PISANIA, WIĘC JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ TO SKOMENTUJ!!! TO DLA CIEBIE CHWILA, DLA MNIE SZEROKI UŚMIECH.