W poprzednim rozdziale:
Kiedy Pierre już zasnął odłożyłam „Złotowłosą i trzy
niedźwiadki” na półkę z bajkami. Przykryłam chłopca kołdrą by było mu ciepło i
złożyłam delikatny pocałunek na jego czole. Wyszłam cicho zamykając drzwi.
Postanowiłam także sprawdzić co u Camille’a i co z Laure-Dominique. Co jak co,
ale w cudowną moc Amandy to nie wierzyłam – tak jak w Świętego Mikołaja. Od
kiedy tylko się tu zatrudniłyśmy a nawet wcześniej – wiedziałam, że ona nie
lubi dzieci i nie umie się nimi zajmować. W przeciwieństwie do mnie. Uwielbiałam
dzieci. Najpierw zajrzałam do Camille’a. Spał już jak dziecko, ale odkryty,
więc z uśmiechem opatuliłam go kołdrą i pocałowałam na dobranoc w czoło. Chwilę
na niego patrzyłam, lecz nie trwało to długo. Wyszłam. Ostatnim kierunkiem był
pokój Laure-Dominique.
*Oczami Laury*
Nacisnęłam klamkę do jej pokoju i
weszłam. Jednak przystanęłam przy drzwiach, bo to co widziałam totalnie mnie zdziwiło,
ale sprawiło też, że chciałam się uśmiechnąć. Laure Dominique siedziała na
dywaniku w misie i gryzła swoją małą piąstkę a Camille i Axel spali na fotelu.
Camille siedział starszemu bratu na kolanach i owinął mu wokół szyi a głowę
oparł o jego ramię. Mała spojrzała na mnie dużymi, zielonymi oczami i zaczęła
wesoło gaworzyć. Uśmiechnęłam się. Przeszłam cicho przez pokój i wzięłam ją na
ręce.
-Nie będziemy ich budzić. Pójdziemy na dół i spróbujemy cię
ululać a później pójdziemy spać w wózeczku a jak przyjdzie twoja mamusia to
obudzić chłopaków i będziesz mogła iść spać do siebie, cio?
Mała złapała mnie za palec i zaczęła za niego ciągnąć.
-Widzę, że bardziej interesuje cię mój palec niż to co
mówię, ty mała niedobra... – zaśmiałam się cicho i pogładziłam delikatnie jej
główkę. Z jej ust usłyszałam tylko słodkie ‘gugu’ a mała oparła się o moje
ramię i obśliniła mi rękaw sukienki. Teraz jednak miałam inny problem niż to,
że Laure postanowiła zacząć jedzeniem mnie od rękawa sukienki. Obudzić ich czy
nie? Bo to raczej nie jest zbyt wygodna pozycja do spania. Bo raczej
zostawianie ich aż do powrotu Nicolette byłoby niemiłe… Nawet jeśli on mnie
potraktował mnie nie tak jak bym chciała to nie oznacza, że ja mam mu się
odwdzięczyć pięknym za nadobne. Ja taka nie jestem… No dobra, jestem. Czasem. Ale
tylko czasem.
Minęło dziesięć dni. Cały weekend
i ten tydzień właściwie minął jak z bicza strzelił chodź nie działo się w nim
nic niezwykłego. Od „przybycia” Lyncha minęły już dwa miesiąca a korepetycje
miałam z nim już od miesiąca. Dziś był 2 maja. Co zapowiadało matury, matury
stres a stres omdlenia, podenerwowanie, złość i różne inne emocje, które
sprawiały, że wszyscy maturzyści warczeli na każdego kto tylko odważył się na
nich spojrzeć. Maturzyści mieli stresy i rozterki przez co okazało się, że
jakieś 2/5 maturzystów rozstało się ze swoimi partnerami przez ten cały stres,
bo mieli różne humorki i ich drugie połówki po prostu tego nie wytrzymały. Na
moje szczęście lubi nieszczęście ja i Seth nie mieliśmy takiego problemu. Jedyny
mój problem nazywał się: Ross Lynch. Ledwie wróciłam po weekendzie a już na
mnie naskoczył, że piątkową lekcję sobie znieważyłam. Te „znieważyłam” to jego
słowa. Serio, naskoczył na mnie mówiąc, że mogłam przynajmniej powiedzieć, że
nie mam zamiaru przyjść. A czy ja kiedykolwiek zamierzałam na to dziadostwo
chodzić? Dobra, okej, spoko. Może i Pan-Używam-Utleniacza-W-Tubce dobrze uczy i
jak go słucham to nieźle mi idzie, ale troszkę mnie denerwuje. Jest fajny, bo
nie truje jak stary piernik – być może
dla tego, że jest prawie moim rówieśnikiem, bo 5 lat to nic. A do tego jest… Nie.
Co ja robię? Nie mogę myśleć o swoim nauczycielu w ten sposób. To logicznie niemożliwe żebym się w nim zakochała…
Prawda?
-Laura!
Och, o wilku mowa. Ross Lynch pochylał się nade mną patrząc
na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami z wyraźną naganą. Wciąż opierając
głowę na łokciu patrzę na niego chcąc by powiedział o co chodzi. Byłam zbyt
zamyślona i rozmarzona o nim by słuchać tego co mówił. Ochrząkam, bo moje
gardło jest suche jak wiór, tak samo mój język.
-Tak, Ross? – pytam z niewinnym uśmiechem, chrypiąc. – Czy
coś się stało?
-Tak, stało. Stało się to, że wcale mnie nie słuchasz. Te
korepetycje to nie jest jakaś dodatkowa kara i jeśli ktoś miałby się poczuć
ukarany to tą osobą powinienem być ja. Staram się, chcę byś zdała. Wiem, że
masz możliwości i chcę cię trochę zmotywować do tego, ale ty sobie to
lekceważysz.
-Wcale nie. To nie moja wina, że nie lubię historii.
-Nie musisz lubić ani historii ani mnie, ale masz się do
niej przykładać, bo nie przepuszczę cię do następnej klasy za ładne oczy. Poprawiłaś
już pierwszy semestr, ale zaledwie na dwójkę. Teraz bardziej się postaraj, bo stać
cię na wiele więcej, ale jesteś leniwa. Zbyt leniwa.
-A ty sztywny – mamroczę, ale mój rozum, moje myśli, moje
ciało mówi - kłamiesz. Czuję, słyszę i widzę to. Kłamię. Wcale tak nie myślę,
ale boli mnie to co powiedział. Bo nie zna mnie dłużej niż dwa miesiące a
kaleczy mi tymi słowami serce. Kaleczy jak brzytwa…
Nienawidzę cię Rossie Lynchu. Nienawidzę z całego serca. W
jednej chwili chcę wykrzyczeć zamiast tych słów, te: Kocham cię Rossie Lynchu. Kocham z całego mojego serca.
Mam ochotę zacząć krzyczeć nie, ale mój umysł myśli tak,
moje serce bije na tak. Moje ciało chciało mówić to samo… Po mojej twarzy
spłynęło kilka łez. Wytarłam je czując, że rozcieram także makijaż, ale nie
mogłam teraz o to dbać. Nie chciałam by to widział, tylko bym się wstydziła
swoich łez. Nie wstydzę się ich, ale to, że płaczę z powodu uświadomienia sobie
w jednej chwili, że go kocham, że kocham Lyncha były tymi jedynymi łzami,
których będę się kiedykolwiek wstydzić. Na moje nieszczęście zauważył. Zamarł w
jednej chwili a w drugiej już słyszałam jak wypowiada do mnie te słowa:
-Laura, dlaczego płaczesz? Chyba cię nie obraziłem, prawda?
– zaniepokoił się. Patrzył na mnie z przestrachem. Pociągnęłam nosem i zaczęłam
wrzucać do torby wszystkie swoje rzeczy. Wstałam i przeszłam przez salon wyszłam a moje łzy przybrały na mocy.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wytarłam szybko łzy przeklinając się za
impertynencję i swoją głupotę. Co on musiał sobie teraz o mnie myśleć. Idiotka,
wariatka, płaczek. Wybiegłam nie domykając drzwi. Kocham go.
Minął tydzień. Od zeszłego piątku
nie widziałam się z Rossem. Po prostu nie byłam w szkole. Wmówiłam mamie, że
jestem chora a ona uwierzyła i pozwoliła zostać w domu. Dziś zadzwoniła do mnie
Rydel. Już jakiś czas minął od ostatniej imprezy a nie widziałam jej ani razu
po niej i ucieszyłam się, że nareszcie znów się spotkamy, bo było mi wstyd.
Mieszkałam dwa domy dalej niż Lynchowie i nawet raz nie weszłam chociaż
myślałam o tym i kalkulowałam tę opcję jakiś milion, ale ze strachu przed tym,
że mogę tam spotkać Rossa – nie poszłam. Nie chciałam przyznać tego sama przed
sobą, ale to nie był już tylko mój nauczyciel a to, że uświadomiłam sobie tak
nagle, że żywię do niego tak dziwne i romantyczne uczucie sprawiło, że bałam
się konfrontacji z nim. Zdawało mi się, że czas zatrzymuje się właśnie w tej
chwili kiedy on jest blisko a kiedy był zbyt blisko dłonie zaczynały mi się
pocić ze zdenerwowania a serce wybijało rytm dwóch serc a nie jednego. Tego
właśnie obawiałam się najbardziej – spotkania z nim. Bałam się
odpowiedzialności za to co czuję w jego obecności. Przecież jak można się czuć
w obecności? Może nie jakoś wyjątkowo wyluzowanie, ale chyba nie tak, że serce
wykonuje jakieś sto dwadzieścia uderzeń w ciągu minuty. To raczej nie jest
normalne… To miłość.
-Laura, jak cudownie, że jesteś.
Świetnie wyglądasz – przywitała mnie Rydel. Po chwili wszyscy Lynchowie zaczęli
mnie ściskać, ale ja tylko się rozglądałam za jednym. Nie mogąc go znaleźć
wpadłam w panikę, że być może wcale go tu nie ma i na darmo się tak stroiłam.
Chciałam by wyszła mi wyluzowana, wyzwolona kobieta i miałam nadzieję, że
właśnie taki efekt otrzymałam. Obcisła, żółta sukienka, krótka dżinsowa kurtka,błękitne szpilki, żółta kopertówka i bransoletka. Włosy
upięłam do góry a makijaż stanowił tusz i błyszczyk.
-Lau, co jest? Szukasz kogoś?– dopytywał się Ryland.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam przecząco głową. – Tak się rozglądasz.
-Tak się zastanawiam czy dobrze zrobiłam przychodząc tu…
-Jasne, że dobrze – obruszył się Rocky. – Szkoda tylko, że
Ross się spóźni, bo zaczniemy bez niego.
-Ross? – powtórzyłam zdziwiona a brunet przytaknął. – On też
przyjdzie?
-Jasne, że przyjdzie. Bez tej naszej blondyneczki nic się
nie obejdzie – powiedział Riker. Ellington uśmiechnął się z pobłażaniem.
-Serio, Rik? A widziałeś się w lustrze…? Tak na moje oko to
jesteś blondynką. Tak samo tlenioną jak Ross.
-A Rydel też jest blondynką i jakoś jej nie mówisz, że jest
tleniona.
-Bo moja kochana Delly, nie utlenia włosów. Z resztą nie
ważne. Kochałbym ją nawet jakby to robiła.
-Aww.
-Wchodzimy? Chcę się zabawić a nie słuchać o utleniaczach –
powiedział głos za moimi plecami.
-Ross! – wykrzyknęła reszta i rzuciła się by uściskać
piątego Lyncha.
-Nie, Umpa Loompa. Jasne, że ja – mówi kiedy Rydel wtula się
w jego tors i obejmuje ją. Obok niego stoi kobieta. Wysoka, blond włosa.
Poznaję ją. To Gretchen, jego narzeczona.
W mojej głowie huczało. Myśli odbijały
się w mojej głowie jak od ściany i powracały. Siedziałam przy barze i patrzyłam
na roześmianą Gretchen oraz Rossa wpatrzonego w nią jak w obrazek. Zazdrościłam
teraz każdej osobie rzeczy, na którą spojrzał. Każdemu przedmiotowi, którego
dotknął. Wychyliłam szklankę i dopiłam resztę złotego płynu a on podrażnił mi
przełyk. To był mój szósty kieliszek i alkohol dawał o sobie znać. Zaczęło mi
się kręcić w głowie. Wstałam z barowego stołka z jedyną myślą o tym, że muszę
się przewietrzyć. Zachwiałam się, ale udało mi się utrzymać na nogach i chodź
wciąż mi drżały ruszyłam do stolika Lynchów. Przeszłam między ludźmi stojącymi
wokół baru a potem przepchałam się między tańczącymi ludźmi mając ochotę
zwymiotować, gdy poczułam zapach spoconych ciał, dym papierosowy i whiskey. Ta
mieszanka sprawiła, że alkohol podjechał mi do gardła i chciał wydostać się na
zewnątrz. Zignorowałam wymioty starając się oddychać tak by nie wdychać
zanieczyszczonego powietrza. Podeszłam do stolika, przy którym siedzieli. Jako
pierwszy zauważył mnie Rocky. Uśmiechnął się i wstał jako, że siedział na
brzegu kanapy.
-Co jest, Laura? Chyba nie wypiłaś za dużo? – pyta
troskliwie a gdy chcę coś odpowiedzieć on łapie mnie za ramiona, bo nogi
odmawiają mi posłuszeństwa. Czuję, że blednę a na moje czoło wstępują kropelki
potu.
-Nie wygląda za dobrze. Powinna wyjść na zewnątrz –
zaniepokoił się Riker. Spojrzałam na niego.
-Pójdę z nią – powiedziała Delly a ja uśmiechnęłam się
słabo. Rocky wciąż mnie trzymał ze strachu, że się przewrócę. Czułam, że kręci
mi się w głowie a obrazy zamazują stwarzając iluzję rozmywającego się
otoczenia. Czułam, że jeszcze trochę i nie utrzymam się na własnych nogach.
-Nie, ja z nią pójdę.
Ten stanowczy głos należał do Rossa. Wstał i złapał mnie za
ramię nie tak delikatnie jak Rocky, ale stanowczo i jednocześnie opiekuńczo a
ja poczułam dreszcze, które wstrząsnęły moim ciałem. Jego brat zmierzył go
spojrzeniem, ale kiedy blondyn nie ustąpił w swoim zamiarze puścił mnie z
rezygnacją. Chciałam zaprotestować, powiedzieć, że się nie zgadzam, żeby
gdziekolwiek ze mną wychodził, ale on już poprowadził mnie do wyjścia zanim
ktokolwiek się odezwał. Na początku gdy nie mogłam postawić stóp na schodach
pomagał mi, ale po minucie prób wprowadzenia mnie po schodach stracił
cierpliwość i po prostu wziął mnie na ręce. Znów odezwała się będąca wewnątrz
mnie wojowniczka. Chciałam zaprotestować przeciw jego zbytniej bliskości, ale
zapach jego perfum i jego opiekuńcze ramiona, w których mnie trzymał sprawiły,
że nie umiałam. Po prostu starałam się nie prowokować organizmu do zwrócenia
wypitego alkoholu w celu oczyszczenia go z toksyn na niosącego mnie blondyna. Poczułam
delikatny powiew wiatru na swoich rozgrzanych policzkach. Westchnęłam tęsknie
wtulając nos w szyję chłopaka. Niesie mnie coraz dalej aż muzyka całkowicie
cichnie. Wciąż walczę z mdłościami. Czuję nieprzyjemne uczucie jakby żółć w
przełyku aż oczy zachodzą mi łzami. To nie boli, ale jest nieprzyjemne. To co
jak zgaga. Czuję zapach kwiatów, drzew i „koncert” świerszczy. Otwieram oczy i
gwałtownie się poruszam.
-Spokojnie, Lauro. Posadzę cię teraz na ławce. Uważaj – uspokaja
mnie . Powoli sadza mnie na niej a ja opieram się plecami o nią i oddycham
spazmatycznie. Czuję pierwszy odruch wymiotny i ledwie się pochylam i po chwili
wymiotuję obficie. Potem jeszcze raz. Ross trzyma moje włosy kiedy to robię. Po
kilku minutach kończę zwracać całą zawartość swojego żołądka. Blondyn puszcza
moje włosy i bez słowa podaje mi chusteczkę. Kiwam głową w podziękowaniu, ale
nie odpowiadam, bo nie mogę. Wycieram usta i brodę po czym rzucam chusteczkę
niedaleko na trawę.
-Włóż głowę między kolana i oddychaj równomiernie. To
powinno powstrzymać wymioty – proponuje. Nie mam lepszych opcji a do głowy nie
przychodzi mi żaden ani lepszy, ani gorszy pomysł, więc robię to co zaproponował.
Staram się oddychać spokojnie i głęboko, ale zapach wymiocin sprawia, że znów
zbiera mi się na puszczenie pawia. Prostuję się i opieram plecami o ławkę,
zamykam oczy i próbuję… Próbuję normalnie oddychać w jego obecności. Nie jest
to łatwe, ale nikt nie mówił, że prawdziwa miłość jest łatwa. Nikt nie mówił,
że zakochamy się w tym, w kim chcemy. Czasem zakochujemy się w kim kogo nie
braliśmy sobie na cel, w kim nie powinniśmy byli się zakochać, ale się zakochujemy.
Ja czuję, że tak właśnie stało się ze mną. Nie chciałam, nie powinnam i nie
wiedziałam, że mogę się zakochać w swoim nauczycielu. Nie chciałam kiedykolwiek
się w nim zakochać ani darzyć go żadnym ciepłym uczuciem, ale się stało. Bez
mojej zgody, bez żadnej pomocy. Wystarczyło, że on był. A on… był wystarczającym powodem do miłości. Kiedy
tak mnie niósł chciałam by nigdy nie wypuszczał mnie ze swoich ramion, by nigdy
nie zostawiał mnie samej. Chciałabym mu to powiedzieć. Powiedzieć jednym
gestem, że go kocham chodź tego nie chcę, ale mam maleńką nadzieję, że on też
mnie kocha. Jednak przecież to nie możliwe. On miałby mnie kochać? Wolne żarty!
To najzabawniejsza rzecz pod słońcem. Mój nauczyciel, którego nienawidziłam od
początku, który uczy przedmiotu najgorszego z możliwych miałby się zakochać w
swojej najmniej zdolnej uczennicy, która od samego początku wszystko mu
utrudniała? Musiałby mocno uderzyć się w głowę. To byłoby tak jakby nagle
zamknięto szkołę i dano nam wolne. Nierealne, cudowne marzenie. Oddycham głęboko. Czuję na sobie jego
spojrzenie, ale jestem zbyt zamroczona a mój umysł zasnuty by cokolwiek z tym
zrobić.
-Lepiej się czujesz? – pyta a jego lekko zachrypnięty, niski
głos i przyjemne wibracje, które towarzyszą jego słowom sprawiają, że na moim
ciele pojawia się gęsia skórka a dreszcze promieniują przez mój kręgosłup.
Kręcę przecząco głową. Wcale nie czułam się lepiej. Ani
alkohol, którego w całości nie zwróciłam ani jego obecność, to sprawiało, że
nie mogłam poczuć się lepiej.
-Nie – szepczę – nie czuję się lepiej.
-Hmm… - zamyślił się. Po chwili odgarnął mi włosy z twarzy i
spojrzał w oczy. Rozchyliłam lekko wargi. Spojrzenie jego pociemniałych oczu
było hipnotyzujące… Nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Poczułam jego
chłodne, smukłe palce na swoim gorącym policzku. Nie chciałam by przestał.
Chciałam nawet powiedzieć by nie przestawał, ale nie umiałam wydobyć z siebie
żadnego dźwięku. Pochylił się ku mnie jakby chciał mnie pocałować. Między nami
było dwa centymetry odległości gdy nagle…
Cudo <3
OdpowiedzUsuńRaura ♥
Weny życzę i pozdrawiam :*
Ja bym Cię przytuliła gdybym nie była w innym mieście ;)
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny :)
Ja mogę czekać na rozdział nawet lata ;)
Wiem coś o tym, że trzeba poprawić oceny...
Mam 3 z chemii i fizyki, a musi być minimum 4, bo inaczej będzie za niska średnia i mama mnie na R5 nie puści ;)
Kocham <3
P.S. Jest nowy rozdział u mnie na You Love Who You Love ;)
UsuńAch, ta Laura :)
OdpowiedzUsuńMiałam podobną sytuację z wymiotami (nie po alkoholu tylko okresowe...) i nauczycielem :) Dał mi kluczyki do swojego auta, tabletkę. Tylko zanieść nie chciał do domu :)
Będę czekać na ten next - nie ma wyboru...
Pozdrawiam :)
Kto do jasnej ciasnej przeszkadza w kiss'ie Raury ja się pytam?! Rossdział cudowny, piękny, boski, genialny, fajny, zajebisty, śliczny, idealny, ładny, świetny.... I jeszcze wiele synonimów, których nie potrafię wymyślić xd.
OdpowiedzUsuńSuper, że dodałaś przed 18. Mogłam już teraz przeczytać ;*
Podoba mi się postawa Rossiaka. Niech on do cholery już zerwie z tą swoją narzeczoną. Pewnie jest zazdrosną idiotką. Mam nadzieję, że nie będą żyli długo i szczęśliwie (tak im będę życzyć na ślubie, więc jeśli do tego dojdzie to cię zabije, Mordo xd)
(Mówię poważnie)
Musisz natychmiast dać nexta. Wtedy dowiem się co lub kto im przeszkodził, a wtedy przyjdę tam i wbije nóż w brzuch gdy będzie spać. Buahahahahahahahaha!!! (Śmiech szaleńca)
Pozdrowionka. Życzę weny. Buraczki
Mrs.Unihorse ^.^
*Buziaczki
UsuńI tak pewnie się nie pocałują, to takie smutne :'(
OdpowiedzUsuńA rozdział świeniasty, jak zawsze ♥
Witam w klubie, też mam zagrożenie, ale jedno XD Jak na moją klasę to dobrze :/ Większość ma zagrożenia i może nie zdać, taaaa i tak im nie zależy....
Ja cię przytulę *HUUUUUUUUUUUUUUUUG* Nawet jeżeli moje samopoczucie jest równe zeru i sama potrzebuję przytulenia :(
Czekam na nexta xoxo
CHAMSKA REKLAMA -----> Zapraszam na mojego nowego bloga:
http://forgetaboutyou-raura.blogspot.com/
Smile x
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńPowodzenia z 'kochaną' szkołą :)
Czekam na next <3
O jejku Raura jakie to było urocze <3
OdpowiedzUsuńJeju... jednocześnie mi smutno i wesoło :c :) Cieszę się, bo jest fantastyczny i przeboski wręcz rossdział, ale z drugiej strony chce mi się płakać ;c Przyznam, że ostatnimi czasy bardziej polubiłam szkołę, ale dzisiaj ją znienawidziłam do reszty! Przykro mi, że nie będzie cię do połowy czerwca, ale rozumiem to. Jak znajdziesz chwilkę, odwiedzisz mnie? U mnie same pustki...
OdpowiedzUsuńZabić to mało...
OdpowiedzUsuńjak
mogłaś?
W TAKIM MOMENCIE?!
RLY?!
Już ja ci kupię nowy kabel, ale weź już napisz coś, na co WSZYSCY CZEKAMY OD POCZĄTKU BLOGA DOBRA? XDD
*virtual hug*
lepiej?
NO JA MAM NADZIEJĘ.
Weź narauruj więcej, bo zieje pustką i nieraurowością...
dobra, pozdrawiam serdecznie bardzo i żegnam się
~JA
*opóźniona reakcja*
OdpowiedzUsuńJa cię przytulciam! ;*
(Mam nadzieję, że nie wyszłam na idiotkę. A zresztą co tam xd)
Mrs.Unihorse ^.^
Kieeeeeeeeedy next? Już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńMrs.Unihorse^.^
DLACZEGO NIE WIDZIAŁAM WCZEŚNIEJ, ŻE WSTAWIŁAŚ ROZDZIAŁ?!
OdpowiedzUsuńJest cudowny <3
I mamy trochę RAURY^^
Miał ją pocałować i co? i co?!!!!!!!!!!!!!
Kuwa chyba sie nie doczekam tego nexta ...
Czekam z niecierpliwością :D
Jak się po całują to będę skakać z radości czekam na next ....
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze. Może kosmici zechcą też przygarnąć narzeczoną Rossa. Końcóweczka najlepsza<3
OdpowiedzUsuń