W poprzednim rozdziale:
- Znasz mnie zbyt dobrze – westchnąłem. To było dla mnie
trudne. Szczera rozmowa z siostrą była trudna, zwłaszcza, że już od jakiegoś
czasu nikomu się nie zwierzałem. – Ale na razie nie chcę o tym rozmawiać, z
nikim. Mam nadzieję, że już niedługo będę gotowy, by ci powiedzieć.
- Szanuje twoje decyzje. Wiem, że to nie jest takie
łatwe. Widzę, że jeszcze się tu nie zaklimatyzowałeś. To wciąż jest dla ciebie…
inne.
- Wiem – przyznałem. – To zawsze będzie inne. To uczucie
nowości nie minęło. Minie dopiero wtedy, kiedy zrozumiem, że to moje miejsce na
ziemi.
- Mam nadzieję, Ross. Mam nadzieję, bo niedługo będziesz
gotowy na to, by mi powiedzieć, kim ona jest.
*Laura*
Dalej cisza. M zapadł się pod ziemię. Żadnych smsów,
dziwnych akcji, nic. To napawało mnie strachem, ale też ulgą, jednak nie w
pełni. Nie wiedziałam, co jeszcze może wymyślić. Od śmierci Amandy nie
chodziłam nigdzie sama. Bałam się. Byłam tchórzem.
Dziś był bal maturalny, ale nie mój, bo jak wiecie jestem
dopiero w trzeciej klasie. Adrian zaprosił mnie jako kumpelę, bo nie chciał iść
sam, a nie lubił, gdy jakaś ‘lasia’ była zazdrosna o to, że podrywa każdą, a ja
nie będę, bo… mam już przecież kogoś. Mam Rossa. Tak, mam go.
Nie wiedziałam, w co się ubrać. Danielle by wiedziała, bo
była chyba najmodniejszą laską w naszej szkole. Ale pewnie teraz sama się
szykuje na „najlepszą noc w życiu”, bo tak mówiono o nocy balu maturalnego.
Wiele dziewczyn zgodnie z „tradycją” traciło tej nocy dziewictwo. Ja nie miałam
co żałować i bawić się w durne tradycje, bo swoje dziewictwo straciłam już
dawno temu z czasów pana Nigela O’Donnella. Chłopaka, był teraz tylko zimnym
trupem, jak Amanda. Mogłabym rzec, że jednocześnie jest to dla mnie chwalebne,
ale też i brzemienne. Oni odeszli, umarli, zostawili wszystko. Teraz oboje mają
spokój, nie muszą się niczym martwić. Bo śmierć jest prosta, ale życie już nie.
Śmierć pozwoliła im na wiele, mnie wciąż ogranicza życie. Oni nie muszą się
martwić o nic i nikogo, a ja wciąż otaczam się kolejnym zmartwieniami…
Od powtórnego spotkania z komisarzem Claytonem, miesiąc
temu, znów zaczęłam dużo myśleć o Nigelu. O tym, co wspólnego z Amandą mógł
mieć… Jednak nie wpadłam na żaden wiekopomny pomysł. W mojej głowie była
pustka. Nie wydawało mi się, żeby wiązała ich jakaś wspólna sprawa.
Nie wiedziałam, co mam na siebie włożyć. Rodzice dołożyli
wszelkich starań bym była zadowolona. Mama zabrała mnie do kosmetyczki i
poprosiła o pełną obsługę. Upiększano mnie na wszelkie, możliwe sposoby. Wszystkie
zabiegi kosmetyczne plus fryzjer i kosmetyczka. Do tego kupiłyśmy wcześniej w
butiku krótką, kremową sukienkę, która od pasa w gór zdobiona była złotawymi,cekinowymi paskami, gdzie była ciemniejsza oraz jaśniejsza, z podwójnymłączeniem spódnicy sukienki, która dyskretnie rozdzielała się na dole, gdziemateriał układał się w delikatne fale oraz pasujących do niej, sandałków na obcasie od Jimmy’ego Choo, które byłycałe odkryte oprócz misternych zdobień, które ciągnęły się od palców do kostki,gdzie całe było w sztucznych, różnokolorowych kryształkach. Moje włosy zostały
wysoko upięte w ścisłego, eleganckiego koka, jednak nie na czubku głowy, tylko
niżej, a pojedyncze pasma włosów okalały moją twarz. Makijażystka użyła przy
malowaniu mnie jasnobeżowych i brązowych cieni do powiek, a także puder, róż, korektor,
brązową kredkę do oczu i szminkę Lip glow nr 25.
Gdy Adrian wszedł do mojego domu przyjrzał mi się,
dokładnie sprawdzając, czy nie będę robić mu obciachu, jak to ujął. Zagwizdał
przeciągle i oparł się o ścianę w holu mojego domu, gdzie staliśmy.
- Fiu, fiu, aleś się odstawiła. Szkoda, że nie dla mnie –
powiedział udając przy tym, że mu przykro.
- Możesz o tym pomarzyć, Denson. Całkiem nieźle wyglądasz
w garniturze, wiesz? – skomplementowałam go jakby od niechcenia.
Zastanawiałam się jakby Ross w nim wyglądał, gdybym to z
nim miała iść, ale to był bal maturalny Adriana, a ja szłam jedynie jako jego
osoba towarzysząca, a poza tym, raczej nie będę miała przyjemności, by iść na
swój bal maturalny z Rossem, bo będzie miał wtedy już dwadzieścia cztery lata i
uzna, że jest za stary na takie szkolne potańcówki, a poza tym dalej będzie
moim nauczycielem. Czy to znaczy, że wciąż będziemy musieli się ukrywać? Być
może wtedy nawet nie będziemy razem? Och, Marano, nawet tak nie myśl. Musicie
być wtedy razem. To pierwszy facet, którego kochasz.
Powinnaś mu to jakoś pokazać w najbliższym czasie, jednak
w jakiś racjonalny sposób.
Aniołek i diabeł – moje miniaturowe kopie – siedziały mi
na obu ramionach. Aniołek smętnie kręcił głową, a diabeł machał energicznie nogami
i kiwał głową z ożywieniem.
- Pokaż mu. Pokaż jak bardzo ci zależy! – wykrzykiwał
mały pomiot Lucyfera, siedzący mi na ramieniu.
- To się źle skończy – mruczał porozumiewawczo aniołek.
Rogaty diabeł szturchnął go ogonem.
- Te, świętoszek, zmyka stąd. Mała wie, co robić. –
Zwrócił się do mnie. – No to według planu, stara.
Oba rozpływają się w powietrzu, niczym zjawy, a ja budzę się z transu.
Adrian spogląda na mnie wyczekująco.
- Idziemy? – zapytał Adrian podając mi swoje ramię.
Ujęłam je i uśmiechnęłam się wdzięcznie.
- Raczej nie inaczej.
~*~
- Gotowi na najlepszą noc w waszym życiu? – zapytałam
wysiadając z limuzyny. Adrian wyszedł zaraz za mną. Obróciłam się i spojrzałam
na Chelsea’ e i Aldena. Marvel promieniała szczęściem, co nie uszło uwadze
nikogo, nawet jej chłopaka. Alden postarał się wyjątkowo, by ten wieczór był
dla Chelsea idealny, i jak na razie szło mu naprawdę dobrze. Ta limuzyna i
piękny bukiecik delikatnych, małych różyczek w oprawie turkusowych kokardek,
który pasował świetnie do jej sukni. Blondynka uśmiechnęła się do mnie, a mnie
nagle dopadło złe samopoczucie. Tak bardzo przypominała mi Amandę. Blond włosy,
niebieskie oczy i te słowy ścięte na pazia. Wszystko się zgadzało, tylko z
charakteru nigdy nie będzie jej mi przypominać.
- Laura, wszystko okej? Wyglądasz jakbyś miała się
rozpłakać – powiedział Alden z troską i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się
przepraszająco spoglądając na Chelsea, której humor diametralnie się zmienił.
Uśmiechnęła się do mnie smutno, a jej oczy patrzyły na mnie z przygnębieniem.
- Po prostu przypomniała mi się Amanda. To wszystko,
przepraszam – wyjaśniłam pokrótce.
- Nie masz za co nas przepraszać. Rozumiemy, że to dla
ciebie trudne, bo niedawno straciłaś przyjaciółkę – powiedział znów szatyn
głaszcząc mnie po ramieniu. Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam, by pokazać,
że wszystko jest dobrze.
Ale nie było
dobrze, wcale nie było.
- Chodźmy już – powiedziałam, nie chcąc przeciągać tej
smutnej sceny – nie chcę wam psuć tego wieczoru, to wasza ostatnia szkolna
potańcówka.
Chelsea uśmiechnęła się promiennie.
- Niczego nam nie psujesz, kochanie. Ale masz rację,
chodźmy, bo już siódma.
Weszliśmy z boku budynku, oddzielnymi drzwiami, które
prowadziły prosto do sali gimnastycznej, gdzie co roku organizowano bal dla
maturzystów, znany potocznie jako bal maturalny. Szeroki korytarz prowadził do podwójnych,
szklanych drzwi – zazwyczaj zamkniętych, jednak nie teraz. Już z daleka słychać
było głośną muzykę. Adrian trzymał mnie za rękę, patrząc na mnie z
zakłopotaniem – mój przyjaciel nigdy nie był dobry w doborze odpowiednich słów,
więc jedyne co mu pozostało to przejść do czynów. Alden otworzył szeroko oczy,
jakby był czymś zszokowany. Kiedy spojrzałam w tym samym kierunku od razu
otworzyłam szerzej oczy. Myślałam, że umrę – tak było tam pięknie. W tym roku z
czystym sumieniem mogę rzec, że postarali się. Widziałam dekoracje z
poprzednich dwóch lat i tamte chowały się przy tych. Dominowały złoto, biel i
beż ze srebrnymi dodatkami. Nie było kiczowato, było elegancko. Mnóstwo
złotych, srebrnych i białych balonów leżało na podłodze, a także przyczepiło
się do sufitu – połowę napompowany tlenem, a drugą helem. Stoliki zostały
postawione przy ścianach, by główna część sali była wolna i „gotowa” do tańca. Przy
wejściu dostawaliśmy numerki. W tym roku zrobiono to tak, że nie siadaliśmy
gdzie chcieliśmy, ale gdzie zostało nam przydzielone miejscem by się
zintegrować. Będzie też coś takiego jak zamiana partnera, by nawet jeśli
przyszło się w parach, można było zatańczyć nie tylko z nim. Nie wiedziałam czy
to dobry pomysł, ale miałam się przekonać. W rytm piosenki „Worth It” Fifth
Harmony weszłam na salę razem z trójką przyjaciół. Wzrokiem zmierzyłam powoli
całą salę, zatrzymując się w pewniej chwili. Boże, on tu jest. Ross.
Stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się go tu. Przecież
widzieliśmy się dwa dni temu, nie powiedział mi nic, że będzie opiekunem na
balu maturalnym, no, ale ja nie powiedziałam mu o tym, że na tym balu się
pojawię, bo przecież nie mógł tego wiedzieć, gdyż jestem trzecioklasistką.
Blondyn ubrany w obcisłe dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę oraz czarne
trampki wygląda świetnie, a włosy ma w artystycznym nieładzie, który teraz
wydaje mi się super uroczy.
- Na kogo się tak gapisz? – zapytał Adrian. Spojrzałam na
niego, budząc się z transu, jednak wciąż zerkając na blondyna, który teraz
oparł się o ścianę. Odchrząknęłam.
- Na… nikogo. Tak się tylko rozglądam. Ładnie tu.
Chelsea uśmiechnęła się promiennie.
- Też tak uważam, w tym roku jest wyjątkowo elegancko.
- Nic dziwnego – powiedział Alden – w tym roku szkoła
obchodzi swoje 80-lecie.
- Naprawdę? To dyrektor Castel pracuje tu tak długo? –
zapytał głupio Adrian. Pacnęłam się w czoło.
- Adrian, dyrektor Castel nie jest pierwszym dyrektorem
naszego liceum – wyjaśniłam powoli. –
Pierwszym był Franco Enderson, który z własnych pieniędzy sfinansował
budowę szkoły. Był bardzo bogatym i mądrym człowiekiem, któremu długo zajęło
zdobycie bogactwa i uznana. Pobudował liceum z nadzieją na to, że bardzo wielu
uczniów, którzy wyjdą z tego liceum, będzie odnosiło sukcesy. Początkowo liceum
było publiczne i zostało nazwane po prostu publicznym liceum w Los Angeles im.
Alberta Einsteina, ale po zamordowaniu Franco Endersona, czwarty wtedy już
dyrektor chciał uczcić jakoś to, ile Enderson zrobił dla tej szkoły, to jak
włożył w tę szkołę i naukę całe serce. Liceum stało się prywatnym liceum Franco
High School na cześć jego głównego sponsora i dyrektora, który przez
dwadzieścia lat sprawował w nim bezbłędnie rolę dyrektora, i dzięki któremu
nasza szkoła była rozpoznawalna.
- O, Marano. Gdzieś ty to wyczytała? W książce o historii
naszej szkoły? – zapytał z kpiną.
Wzruszyłam ramionami, bo co mogłam zrobić? Nie powiem, że
kiedy byłam w domu Rossa to zgarnęłam z jego półki z książkami, tę z historią
Franco High School, mając nadzieję, że nie zanudzę się na śmierć, kiedy spał, a
natknęłam się na ciekawą historię jej budowy, a także czterokrotnej przebudowy
i historię działalności każdego dyrektora, aż do teraz? Dodatkowo też plan
wszystkich podziemnych korytarzy, który nie został dołączony do książki, bo
został namalowany na białej kartce, zwykłymi kolorowymi flamastrami, a każdy
korytarz prowadził pod salę gimnastyczną? To było dziwne, jak gwałtownie Ross
zareagował, gdy spostrzegł, że trzymam książkę w ręku. Od razu zaczął się
zachowywać jeszcze inaczej, a ja nabrałam dziwnych podejrzeń, że mógł mieć coś
wspólnego z M. Ale dlaczego? Przecież to nie możliwe, by taki miły i czuły
facet mógł mieć jakieś układy z krwiożerczym psychopatycznym zabójcą. Moje
serce ściskał żal, ból i strach. Nie chciałam tego, nie on. Kocham go, ja go
naprawdę kocham. Pierwszy raz tak kogoś kocham, i jeśli moje głupie
przypuszczenia będą prawdziwe to mogłoby oznaczać, że… Że on nie kocha mnie.
Słyszę głośne kroki, protesty i szloch. Odwracam się, a w
moją stronę biegnie Annie – siostra Setha. Annie ma rozwiane włosy, związane w
niedbałego koka, poplamioną sukienkę i mokrą od łez twarz. Jej ręce splamione
są czerwoną cieczą, twarz wykrzywia grymas bólu i cierpienia. Na sali jest
zamieszanie. Ludzie nie wiedzą, jak się zachować w stosunku do dziewczyny.
Zatrzymuje się i zaczyna iść w moją stronę. Obserwuję ją w bezruchu, nie
wiedząc czemu, mam złe przeczucia, widząc puste spojrzenie jej ciemnych oczu.
Staje kilkanaście centymetrów ode mnie i wyjmuje pistolet. Mierzy mnie
spojrzeniem swoich oczu i bierze za spust.
Znam to spojrzenie.
- M przesyła pozdrowienia.
~*~
Budzę się z nieprzyjemnym uczuciem pustki, że to nie tak
miało być. Nie wiem, jak miało być, ale na pewno nie tak. Wiem, że wszystko ma
swój początek i koniec, a ja chyba właśnie skończyłam swoje życie. Moje serce
wciąż bije, ale część mnie umarła w chwili, kiedy osobą, którą trafiła Annie
nie byłam ja, ale Adrian. Przyjaciel Setha i mój. To on był takim łącznikiem
między nami. Dzięki niemu zawsze się godziliśmy albo staraliśmy znaleźć
kompromis, dzięki jego wierze w nas. Najbardziej zakręcony, popieprzony
człowiek, który spał nago po pijaku w szafie w domu Setha w dniu, kiedy po raz
ostatni mogłam nazywać Setha swoim chłopakiem. Teraz i swojego przyjaciela, i
swojego byłego chłopaka mogę zobaczyć jedynie w trumnie n cmentarzu.
Gdyby Adrian mnie nie odepchnął i nie pozwolił Annie we
mnie mierzyć, dostając w ten sposób bilet na podróż w jedną stronę… Gdyby mnie
nie uratował, zapewne nie dowiedziałabym się, że noszę w sobie dziecko swojego
nauczyciela. Tak bardzo nie wierzę, że Annie zabiła i swojego brata, i jego
przyjaciela. Szesnastoletnia, biedna, zagubiona Annie, która nie była niczemu
winna. Biedna, chora psychicznie Annie. Mała, zagubiona dziewczynka, która już
dawno powinna otrzymać pomoc. Ktoś powinien zauważyć, że z nią nie wszystko
jest w porządku i że powinna dostać się pod opiekę specjalistów, którzy
zapobiegliby wszelkim nieszczęściom, które mogła spowodować. Ale nikt im nie
zapobiegł…
- Laura, córciu. – Mama wbiega na salę i obcałowuje moją
twarz. Odpycham ją i kulę się na łóżku. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. To
wszystko jest tylko i wyłącznie moja wina.
Mogłam nienawidzić Setha i nie chcieć mieć z nim nic
wspólnego, ale powinnam była pilnować jego bezpieczeństwa. Wcześniej przecież
nie zwróciłam nawet uwagi na to, że nie pojawił się w szkole. Powinnam była
sprawdzić to, czy jest bezpieczny, co u niego, jak się ma. Zdradził mnie, ale
ta zdrada jakoś nie wypłynęła bezpośrednio na mnie. Nie czułam tego, by tak
właśnie było.
- Kochanie, rozmawiałam z lekarzem – mówi mama, starając
się brzmieć normalnie. Słyszę jednak jak drży jej głos. – Rozmawiałam też z… z
tym Rossem. On już wie.
Czuję jak krew odpływa mi z twarzy. Nie jest dobrze,
skoro mama rozmawiała z Rossem.
Podnoszę na mamę zlęknione spojrzenie.
- O czym z nim rozmawiałaś? Skąd o nas wiesz? O czym on
wie?! – panikuję.
Wiem, że skoro mama wie to naprawdę nie jest dobrze. To
znaczy, że albo skąd – nie wiadomo skąd – się o tym dowiedziała, albo że jej
powiedział. A przecież nie chciał o niczym jej mówić. Ja nie chciałam, on nie
chciał. To miał być nasz sekret. Sekret, który zabił już kilka osób. Niegroźny
sekret, który nawet nie rozpoczął zniszczenia, które niósł ze sobą M.
Mama dotyka mojej dłoni, a po jej policzkach spływają
łzy.
- Jesteś z nim w ciąży, Lauro.
Nie powiem, że strasznie się wściekłam, za to, że ten rozdział jest taki krótki. Strasznie mnie zszokowałaś. Nie spodziewałam się ciąży, morderstwa ani tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, po co Rossowi mapa tych korytarzyków. Hmmm.
Mam nadzieję, że się dowiem.
Szkoda, że to już zbliża się koniec. Mam nadzieję, że druga część będzie równie super, jak pierwsza.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOMG! Lau w ciąży! *-* zaskoczyłaś mnie!
OdpowiedzUsuńRozdział super szkoda że taki krótki i zakończony w tak ciekawym momencie ale jest cudowny ^^
W sumie fajnie że Lau jest w ciąży z Rossem *O*
Czekam na next <3
Chyba nie mam głowy już do tego typu opowiadań. Ciągłe śmierci, zabójstwa, ciąże z nauczycielami itp. w jakimś stopniu ryją mi psyche.
OdpowiedzUsuńTak, czy siak, nie mogę przestać tego czytać.
Jest w nim coś strasznie wciągającego i cudownego, więc mój mózg musi znieść jeszcze ten jeden rozdział i epilog.
Co do drugiej części, jestem mega ciekawa jej samej.
Mimo wszystko nie mogę się doczekać next :p
Świetny rozdział czekam na next ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńLaura w ciązy:)Cieszę się.
OdpowiedzUsuńAdrian?Czemu zginął??
Wróciłaś! :DDD A ja się tym jaram jak głupia XD
OdpowiedzUsuńSzczerze to nawet nie przeszkada mi długość tego rozdziału. I tak dzieje się w nim dość dużo.
Laura. W. Ciąży. Z. Rossem. Co Ty masz z tymi ciążami tak w ogóle? Hahh :P Ciekawe kiedy ich związek wyjdzie na jaw?
Jak mogłaś zabić Adriana! No tera to mam na ciebie focha. Foch forever! (Na pięć minut. :D Bo na Ciebie nie da się gniewać :) )A już miałam nadzieję, że nikogo nie zabijesz do epilogu... Taaa... Mogłam się spodziewać.
Dalej. Jaki związek jest między M i Rossem? To pytanie mnie nurtuje od śmierci Amandy i nie mogę nic wykombinować... Może Ross to M... Nie... To głupie... On nie mógłby... Chyba, że...
A dobra. Swoje durne przemyślenia zostawię dla siebie.
Rozdział cudny jak zawsze, tylko mam jedno ale. „Blond włosy, niebieskie oczy i te SŁOWY ścięte na pazia.” Mogłabyś poprawić. Bo to tak mocno mnie razi po oczach...
Dziękuje, że wróciłaś. Fajnie poczytać Twoje teksty :)
To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam
Kate xXx
Ps1 Piórnik i jego zawartość się znalazły?
Ps2 Kto dzisiaj w nocy ogląda czerwony super księżyc? XD Nie mogę się doczekać tego czerwonego kolorku *.* Wiem. Jestem dziwna xD
Papa
O ja pitole 'o'
OdpowiedzUsuńCiąża? Ciąża!? Nawet nie jestem wstanie wyobrazić sobie tego co będzie w przyszłym rozdziale '_'
Tak poza tym to te "słowy"... jak mniemam chodziło włosy, nie? xd Nie to, że nie lubię anagramów...
Czekam na next'a z niecierpliwością.
Pozdrawiam ;*
Nominowałam Cię do LBA
UsuńSzczegóły tutaj -----> http://alittlebitoflove-raura.blogspot.com/2015/10/lba.html
WOOOOOOW! ♥
OdpowiedzUsuńFantastyczny :)
Cudowny.. *O*
OdpowiedzUsuńTinsy cóż ja moge ci powiedzieć...
OdpowiedzUsuńOk odebrało mi mowe
Nic nie powiem
Napisać też nie napisze xD
No poza...
Ja chce next *-*
Jak dobrze, że wróciłaś ♡
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.
Tyle się działo - bal, morderstwo i ciąża.
Aż brakuje słów.
Pozdrawiam i czekam na next :)
Wow! Przeczytanie tego rozdziału to chyba był jeden z najlepszych pomysłów na spędzenie przedpołudnia!
OdpowiedzUsuńTyle akcji już dawno nie widziałam i jeszcze ta ciąża na koniec...
Nie popieram ciąż z nauczycielami, ale w tym wypadku jest to do zaakceptowania :)
Teraz z niecierpliwością oczekuję nextu.
Pozdrawiam serdecznie <3
Umcia umcia pękła gumcia
OdpowiedzUsuńByła gumcia w ogóle? Bo nie pamiętam...
Ty wiesz jak rozbudzić tragicznie wyczerpanego człowieka, wystarczy kogoś zabić i pęknąć Rosie gumke. To wystarczy.
Mialam ochote wbic tutaj i napisac ci to samo, co ty kiedys mi, jednak zepsulas moje plany *wkurwiona, czerwona emoji*.
USYCHAAAMYY.
Rozdzial chujowy, dwa na dziesięć.
A tak poważnie to jest zajebisty, po prostu nie potrafię się na wiecej zdobyc...
Daj mi reakcje Larwy na tego newsa a ja dam ci spojler w ciul. Co by tu jeszcze... Aha!
JEST COS TAKIEGO JAK GG PAMIETASZ?
Pozdrawiam :3
~IsabelleGrace
O cholera, kocham cie dziewczyno!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńPotrafisz zaskoczyć...
Ciąża.
Jeszcze kolejna śmierć. Biedna Lau.
Czekam na next ♡ ♥
Co w ciąży? Inaczej wyobrażałam sobie tą historie. Jak dla mnie mało Raury. Ale tak poza tym to super rozdział. Masz chyba skłonność do uśmiercania bohaterów. I w taki sposób się wydał związek Ross'a i Laury, szczerze powiedziawszy jestem rozczarowana. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa zakończenia twojej historii
o boze mega rozdzial hihi serio czekam na kolejny sdfghjk
OdpowiedzUsuńhttp://imalittlebitlovedrunk.blogspot.com/