Po półtorej roku "ticzerzenia się" nadszedł koniec. Jaki? Przekonajmy się razem...
Wpis z pamiętnika Laury
Maj, 2012
Dotychczas życie mi dawało - piękne życie: sławę, karierę, fanów Gdy nie dostawało nic w zamian, zaczęło zabierać. Najpierw pojawił się Ross, który zabrał mi wolność. Myślę o tych feralnych korepetycjach, które sprowadziły mnie na drogę, którą i tak pewnie bym obrała. Gregg nie był dla mnie, Adrian nie był dla mnie, Nigel też zupełnie mnie nie rozumiał. Myślałam, że to zrządzenie losu, że tak nagle z pojawieniem się Rossa zaczęłam żyć i n a c z e j. Wszystko się posypało, moi przyjaciele i bliscy zaczęli u m i e r a ć przez psychola, który wysyłał mi chore wiadomości. Mój świat popadł przez niego w r u i n ę. Wszystko umierało, ale kompletną pustkę wzbudził w sobie widok Annie, która niczemu nie była winna, a mimo to świadczyła dowód na to, że M przed n i c z y m się nie cofnie. Amanda, Axel, Adrian i Gregg. To było zbyt wiele. Młodzi, pełni werwy - mogli jeszcze wiele zobaczyć. Jednak on im na nie nie pozwolił. Pozbawił ich czegoś, o czym nie miał najmniejszej możliwości d e c y d o w a n i a. To było ich życie, ich decyzje i błędy. Nawet oni nie mieli wpływu na wszystko w swoim życiu. Mogli unikać tego złego, ale nie zawsze mogli przed tym uciec. Ale mimo złych stron medalu, istniały też te dobre. Jedną z nich była możliwość odbudowania tego, co zostało zniszczone. Teraz już nie mogę przywrócić do życia żadnego z nich. W zasadzie nigdy tego nie mogłam. Miałam do tego tylko wyobraźnię; wewnątrz niej oni i wspomnienia z nimi związane są wciąż bardzo żywe. I mam tylko nadzieję... że nie umrą, a jedynie zblakną kiedyś, gdy już nie będę pamiętać jakie imiona noszą moje dzieci i jak ja sama się nazywam. Nie chcę o nich zapomnieć. Nigdy...